Nie od dziś wiadomo, że w samochodach z silnikami Diesla są problemy z filtrem DPF. Właściciele tych aut borykają się z tym kłopotem najczęściej do momentu wycięcia filtra DPF. Nie jest to zgodne z prawem, ale warsztatów oferujących takie usługi jest mnóstwo. Na dodatek, wiele firm reklamuje się w internecie i nie ukrywa tego. Rząd szykuje dla nas rewolucję. Co się zmieni?
W dużych miastach w Polsce, takich jak Warszawa czy Kraków, transport odpowiada prawie za 60% emisji zanieczyszczeń. Ogromny wpływ na to mają samochody z silnikami Diesla, które emitują więcej szkodliwych spalin niż auta z silnikami benzynowymi.
Czysto teoretycznie, żadne auto pozbawione filtra DPF nie ma prawa jeździć po drodze. Zadaniem DPF-u jest oczyszczanie spalin z cząstek sadzy i popiołów. Wraz ze wzrostem przebiegu auta staje się on jednak kłopotliwy dla właściciela i wymaga wizyt w serwisie.
Po przejechaniu około 200-300 tys. km. czasem niezbędna jest wymiana filtra DPF, ale eksperci z firm zajmujących się regeneracją filtrów zwracają uwagę na to, że trafiają do nich filtry zatkane już po 30 tys. km. I to właśnie dlatego wielu kierowców decyduje się na usunięcie elementu, mimo że to niezgodne z prawem i nie biorąc pod uwagę, jakie będą konsekwencje takiego zachowania. Ciężkie cząstki sadzy, które wcześniej zatrzymywał filtr, po przedostaniu się do powietrza trafiają do naszych płuc i mogą powodować wiele ciężkich chorób – od astmy po nowotwory.
Jak informuje dziennik.pl rząd planuje wprowadzić nowe, ostrzejsze przepisy. Wiadomo, że projekt ustawy został już rozpatrzony przez Komisję Prawniczą i skierowano go pod obrady Stałego Komitetu Rady Ministrów.
– Resort infrastruktury podjął działania legislacyjne dotyczące uzupełnienia toku okresowego badania technicznego o procedurę wykrywającą usunięcie z pojazdu filtra cząstek stałych możliwą do zastosowania w stacjach kontroli pojazdów. Przedmiotowa procedura została włączona do prac legislacyjnych nad projektem ustawy o zmianie ustawy Prawo o ruchu drogowym oraz niektórych innych ustaw – informuje podsekretarz stanu w Ministerstwie Infrastruktury Marek Chodkiewicz.
Co to znaczy? Podczas okresowego badania technicznego diagnosta miałby sprawdzić, czy w aucie został wycięty filtr DPF. Procedurę opracowano we współpracy z Instytutem Transportu Samochodowego. Prawdopodobnie zaostrzone zostaną dopuszczalne wartości zadymienia, więc możliwe będzie wykrycie ingerencji w samochód. W momencie podejrzenia, że w samochodzie został usunięty filtr, będzie to weryfikowane w systemie diagnostyki pokładowej.
W momencie, gdy uda się udowodnić, że w samochodzie brakuje filtra DPF kierowca musi pamiętać, ze wszystkie wyniki będą archiwizowane. Po drugie, jak donosi dziennik.pl, taki samochód nie uzyska badania technicznego, a właściciel będzie musiał wyposażyć samochód w brakujący element. W takim przypadku będzie kosztować to ponad 5 tys. zł.
Posłowie Nowoczesnej w lutym 2018 roku złożyli projekt ustawy, który zakłada, że każdy kierowca, który zostanie przyłapany na usunięciu filtra zostanie ukarany mandatem w wysokości 5 tys. zł i tyle samo kary dla warsztatów, które wykonują takie modyfikację.
A Ty co uważasz na ten temat? To dobre posunięcie?
Nie wiesz jak ruszyć z biznesem? Dowiedź się tutaj 🙂
Chcesz poczytać wiele ciekawostek na temat polskich i zagranicznych miast? Koniecznie zajrzyj na f7city.pl
Źródło: auto.dziennik.pl/moto.wp.pl
Zdjęcie główne: pixabay.com